Millie Bobby Brown chce zagrać Britney Spears. Co wiemy o biopicu „The Woman in Me”

Millie Bobby Brown chce zagrać Britney Spears. Co wiemy o biopicu „The Woman in Me”
12 września 2025 0 Komentarze Łukasz Komorowski

Plotki napędził blond. Czy Millie Bobby Brown zostanie Britney Spears?

Jedna zmiana koloru włosów wystarczyła, by uruchomić lawinę spekulacji. Millie Bobby Brown – gwiazda Stranger Things i filmu The Electric State – otwarcie przyznaje, że chciałaby zagrać Britney Spears w planowanym biopicu opartym na bestsellerowych wspomnieniach piosenkarki „The Woman in Me”. W rozmowach z amerykańskimi mediami przekazała, że taka rola byłaby dla niej spełnieniem marzeń i że z pełnym szacunkiem podchodzi do historii artystki. „To jej opowieść” – podkreśla, zostawiając decyzję twórcom.

Fala domysłów ruszyła po tym, jak Brown pokazała się w platynowym blondzie. Aktorka wyjaśniła, że fryzurę przyjęła na planie The Electric State, a później utrzymała w trakcie promocji, by zachować ciągłość wizerunku między filmem a czerwonym dywanem. Internet miał jednak własną interpretację: blond Millie to „próba generalna” pod Britney. Tymczasem na razie to tylko przypadek – i świetne paliwo dla wyobraźni fanów.

Projekt filmowy istnieje, ale jest bardzo wcześnie na wielkie deklaracje. Universal Pictures zdobyło prawa do ekranizacji książki Spears, a sama piosenkarka w mediach społecznościowych potwierdziła, że pracuje nad „sekretnym projektem” z producentem Marciem Platt’em (m.in. La La Land). Reżyserem ma być Jon M. Chu, obecnie zajęty dwuczęściową kinową wersją Wicked. I to właśnie Chu publicznie ostudził entuzjazm, zaznaczając, że rozmów o obsadzie po prostu jeszcze nie było. Tłumacząc wprost: scenariusz i kierunek artystyczny wciąż powstają, więc nazwiska na liście ról to na ten moment tylko życzenia i internetowe typowania.

Nie oznacza to, że dyskusja nie ma sensu. Przeciwnie – w Hollywood dobór aktorki do tak rozpoznawalnej postaci to klucz do sukcesu. Britney Spears to nie tylko głos i taniec, ale też skomplikowana droga zawodowa i osobista, od dzieciństwa w programach talentów, przez gwałtowny globalny szał sławy, po lata kontroli prawnej i publicznej batalii o niezależność. Aktorka musi unieść emocje, mimikę i fizyczność ikony popu z różnych epok, a jednocześnie nie popaść w naśladownictwo rodem z kabaretu.

Brown ma atuty, których nie da się zignorować. Jest rozpoznawalna na całym świecie, przyzwyczajona do presji i intensywnej promocji, a do tego regularnie pracuje w dużych, komercyjnych produkcjach. Przeszła drogę od aktorki dziecięcej do producentki (seria Enola Holmes), co w praktyce oznacza, że rozumie także stronę kreatywną i logistykę projektu. Z drugiej strony – jest Brytyjką, więc przed nią kwestia akcentu i brzmienia głosu, jeśli twórcy zechcą zbliżyć się do specyfiki mowy Spears z Południa USA. To da się wyćwiczyć, ale wymaga czasu i pieczołowitości.

W tle słychać też inne nazwiska. Fani podają Selenę Gomez, Sydney Sweeney, Florence Pugh, Arianę Grande czy Sabrinę Carpenter. Każda z tych artystek wnosi coś innego: popularność, charyzmę, doświadczenie wokalne albo wyrazisty wizerunek. Pytanie, jaką wizję ma reżyser. Czy postawi na aktorkę, która sama zaśpiewa piosenki? Czy w grę wejdzie miks głosu aktorki i oryginalnych nagrań Britney? Przykłady z ostatnich lat są różne: Taron Egerton w Rocketmanie śpiewał sam, Rami Malek w Bohemian Rhapsody korzystał z łączenia wokali, a Austin Butler jako Elvis przeszedł długą, wymagającą transformację głosu i dykcji.

Kluczowe będzie także to, jaki fragment życia Spears trafi na ekran. Książka „The Woman in Me” (premiera w 2023 roku) obejmuje zarówno wczesne lata, błyskawiczny start na szczyt list przebojów, jak i lata życia pod kuratelą prawną oraz walkę o samostanowienie, która na nowo zdefiniowała sposób rozmowy o prawach artystów i nadużyciach. Jeśli film postawi na dłuższy wycinek biografii, aktorka musi wiarygodnie przejść przez metamorfozy wieku, stylu i mentalności. Jeśli to będzie ujęcie bardziej kameralne – na przykład skupione na kilku krytycznych momentach – liczyć się będzie intensywna, intymna gra i drobiazgi: spojrzenia, gesty, bezruch między słowami.

Millie Bobby Brown ma już doświadczenia z rolami, gdzie fizyczność i wrażliwość idą w parze. W Stranger Things dźwigała sceny pełne napięcia bez wielu słów, w Enoli Holmes łączyła komedię z łamaniem czwartej ściany, a teraz w The Electric State stawia na kino przygodowe osadzone w retrofuturystycznym klimacie. Czy to przekłada się na Britney? Częściowo. Aparycja i charyzma to jedno, ale prawdziwą miarą takiej roli jest wierność emocjom – w tym trudnym, często bolesnym.

Warto pamiętać, że biopiki muzyczne przeżywają renesans, lecz nie każdy kończy się sukcesem. Ostatnie lata to spektakularne wyniki Elvisa i Bohemian Rhapsody, które mocno oparły się na sile kreacji głównych ról. Z kolei projekty bez jasnej wizji często grzęzną na etapie developmentu albo przepadają po pierwszych testach publiczności, gdy przypominają zlepki scenek ilustrowanych hitami. W przypadku historii Spears nie wystarczy odtworzyć teledyski. Potrzebna jest myśl przewodnia: o czym opowiadamy – o cenie sławy? o utracie kontroli nad własnym życiem? o dojrzewaniu w świetle reflektorów?

Tu wchodzą w grę decyzje scenariuszowe, które przesądzą także o castingu. Jeśli film podkreśli taniec i choreografie, priorytet dostanie sprawność fizyczna i zdolność odtwarzania charakterystycznych ruchów. Jeśli na pierwszym planie będzie dramat i intymność – ważniejsza stanie się precyzja emocjonalna i chemia na ekranie z aktorami grającymi rodzinę, partnerów czy menedżerów. Dobrze obsadzona rola drugoplanowa (na przykład osoby z branży muzycznej czy prawnika) potrafi dodatkowo podnieść wiarygodność całej historii.

Co z harmonogramem? Jon M. Chu jest zajęty wielką produkcją Wicked, a to oznacza, że na plan biopicu o Britney trzeba jeszcze poczekać. Zanim padnie pierwsza klaps, konieczne jest zamknięcie scenariusza, przygotowanie muzyki, zdobycie licencji na utwory, testy kamerowe i choreograficzne oraz uzgodnienia z wytwórnią. Każdy z tych kroków zajmuje miesiące. Publiczne zainteresowanie może przyspieszyć pewne rozmowy, ale nie zastąpi spokojnej pracy nad projektem.

Brown zdaje się to rozumieć. W wywiadach wyraźnie oddaje inicjatywę twórcom i samej Spears. Podkreśla, że chciałaby, by ekranowa opowieść powstała po myśli artystki – bez nachalności i uproszczeń. To dobra taktyka, bo sympatię widzów może zdobyć nie tylko gotową kreacją, ale też sposobem, w jaki o niej mówi: bez presji i bez prób zawłaszczenia cudzego życiorysu.

A co na to fani? W mediach społecznościowych wylała się fala fancastów, memów i przeróbek plakatów. Część widzów widzi w Brown naturalną kontynuatorkę energii Britney z wczesnych lat, inni upierają się, że rola powinna trafić do wokalistki z udokumentowanym scenicznym doświadczeniem. Ta różnica oczekiwań to wbrew pozorom dobry znak. Oznacza, że film – jeśli powstanie – nie zginie w tłumie i od pierwszego dnia będzie miał gorące grono orędowników, ale też surowych recenzentów pilnujących każdego detalu.

Na dziś twarde fakty są proste: prawa do ekranizacji są w Universal Pictures, projektem zajmuje się producent z czołówki, reżyser jest znany i zapracowany, a rozmów o obsadzie oficjalnie jeszcze nie rozpoczęto. Millie Bobby Brown jasno deklaruje chęć, ale nic nie zostało podpisane. W Hollywood to normalny stan rzeczy – od głośnych zapowiedzi do pierwszego dnia zdjęć droga bywa długa i wyboista.

Jeśli ostatecznie to Brown stanie przed kamerą jako Britney, czeka ją zestaw bardzo konkretnych zadań: opanowanie akcentu, długa praca z choreografem, trening kondycyjny, a także dopasowanie brzmienia i sposobu artykulacji do epoki (inna Britney z czasów ...Baby One More Time, inna z ery Blackout). Do tego dochodzi praca z kostiumem i charakteryzacją – od fryzur po charakterystyczny makijaż z przełomu lat 90. i 2000. Przekonująca metamorfoza to nie jednorazowe ujęcie, ale konsekwencja przez cały film, także w scenach bez muzyki.

Wielkim pytaniem pozostaje też ton. Czy będzie to opowieść triumfalna, jak droga na szczyt i powrót do głosu, czy raczej dramat o cenie show-biznesu i utracie sprawczości? Książka Spears daje materiał na oba rozwiązania. Od decyzji twórców zależy, czy widz wyjdzie z kina z energią i nutą nostalgii, czy z poczuciem niepokoju i refleksji. Jedno jest pewne: żeby to zadziałało, film musi wyjść poza chronologię hitów i dotknąć człowieka z krwi i kości.

Co już wiemy, a czego wciąż nie ma

Dla porządku – najważniejsze ustalenia na dziś i luki, które wciąż czekają na wypełnienie:

  • Prawa: Universal Pictures ma prawa do ekranizacji „The Woman in Me”.
  • Twórcy: producentem jest Marc Platt, reżyserem – Jon M. Chu.
  • Status: wczesny etap rozwoju; publicznie podkreślono, że nie prowadzono rozmów o obsadzie.
  • Rola główna: Millie Bobby Brown wyraża chęć i szacunek wobec historii Spears; nazwiska innych kandydatek krążą w dyskusjach fanów.
  • Zakres: kierunek scenariusza nieogłoszony; nie wiadomo, czy film skupi się na całej karierze, czy na wybranych rozdziałach.
  • Muzyka: brak decyzji, czy wokal na ekranie będzie oryginalny, mieszany czy w pełni śpiewany przez aktorkę.
  • Terminy: przy obecnym obłożeniu twórców start zdjęć może być odległy; najpierw scenariusz, prawa do utworów i testy ekranowe.

Do tego czasu temat będzie wracał za każdym razem, gdy Millie zmieni fryzurę, a któraś z wymienianych kandydatek pojawi się na scenie w stylizacji inspirowanej wczesnymi latami 2000. Taka już natura biografii popkulturowych ikon – żyją w wyobraźni widzów, zanim jeszcze trafią na plan filmowy.